sobota, 12 lipca, 2025
Oglądaj, słuchaj, ćwicz - zdobywaj nowe umiejętności online

InPost kontra Allegro – początek końca dominacji paczkomatów?

Jeszcze kilka lat temu relacja Allegro i InPostu uchodziła za modelowy przykład symbiozy logistyczno-handlowej w polskim e-commerce. Allegro – lider sprzedaży internetowej, i InPost – twórca sieci paczkomatów, która zrewolucjonizowała sposób dostaw. Wspólnie stworzyli ekosystem, który przez dekadę dominował na rynku dostaw ostatniej mili. Dziś jednak to partnerstwo przypomina małżeństwo w fazie rozwodu – z pretensjami, walką o wpływy i skrywanym planem separacji.

Punktem zwrotnym była rosnąca presja kosztowa. Allegro, które rocznie obsługuje dziesiątki milionów przesyłek, zaczęło liczyć coraz dokładniej. W samym 2024 roku koszty logistyki wzrosły o niemal 23%, osiągając poziom blisko 3 miliardów złotych. InPost – jako główny partner logistyczny – był jednym z największych beneficjentów tych wydatków. Jednocześnie stawał się też największym ciężarem. W odpowiedzi Allegro zdecydowało się pójść drogą niezależności: rozpoczęło inwestycje w rozwój własnej infrastruktury dostaw, stawiając tysiące automatów paczkowych One Box oraz zacieśniając współpracę z Orlenem, DHL i innymi operatorami.

Z pozoru była to decyzja strategiczna i biznesowa – typowa dla dużych firm, które szukają lepszej marży i większej kontroli. Jednak sposób, w jaki Allegro zaczęło wdrażać nową politykę, wywołał prawdziwą burzę. Użytkownicy platformy zauważyli, że automaty InPostu – niegdyś domyślna i preferowana forma dostawy – zaczęły znikać z pierwszych miejsc na liście opcji wysyłki. Zamiast tego klienci byli prowadzeni w kierunku maszyn Allegro One Box, często ulokowanych w mniej dostępnych lokalizacjach. InPost nie pozostał bierny. Prezes firmy, Rafał Brzoska, publicznie oskarżył Allegro o manipulowanie algorytmem i odbieranie klientom prawa wyboru. Jego wpisy w mediach społecznościowych były emocjonalne i pełne ostrzeżeń o „nieuczciwej grze”, w której największy marketplace w kraju wykorzystuje swoją dominującą pozycję.

Allegro odpowiedziało z pozoru spokojnie. Rzecznik firmy zapewniał, że użytkownicy zawsze mogą wybrać preferowaną formę dostawy, a rekomendacje systemowe mają na celu jedynie „zoptymalizowanie procesu logistycznego”. Jednak zapewnienia te nie przekonały ani klientów, ani konkurencji, ani – co szczególnie istotne – Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. UOKiK wszczął postępowanie wyjaśniające, badając, czy Allegro faworyzuje własną infrastrukturę kosztem równego dostępu do rynku dla innych operatorów. Odpowiedź na to pytanie może mieć przełomowe znaczenie dla całego sektora e-commerce.

W tle tego konfliktu rozgrywa się walka o przyszłość polskiego rynku dostaw. InPost, przewidując możliwy rozpad współpracy z Allegro po wygaśnięciu obecnej umowy w 2027 roku, agresywnie inwestuje za granicą – szczególnie w krajach Europy Zachodniej. Z kolei Allegro, którego siłą była dotąd niezrównana oferta i szybka dostawa, ryzykuje pogorszenie doświadczenia użytkownika, jeśli nie zdoła zapewnić równie gęstej i sprawnej sieci paczkomatów, jaką oferował InPost.

Z perspektywy klientów i sprzedawców sytuacja jest niejednoznaczna. Z jednej strony – rosnąca konkurencja może doprowadzić do lepszych cen, szybszych dostaw i większej innowacyjności. Z drugiej – ograniczenie dostępności popularnych punktów odbioru może powodować frustrację i komplikacje w procesie zakupowym. Już teraz wielu sprzedawców zauważa wzrost liczby zapytań i reklamacji związanych z lokalizacjami nowych automatów czy brakiem InPostu jako opcji domyślnej.

Co więcej, konflikt ten zmienia też układ sił na rynku. Mniejsze platformy e-commerce i marketplace’y – takie jak Empik Marketplace, Erli czy Morele – mogą wykorzystać osłabienie pozycji InPostu na Allegro, by zaoferować lepsze warunki dostawy i przyciągnąć rozczarowanych użytkowników. Z kolei konsumenci mogą coraz częściej dokonywać zakupów poza Allegro, wybierając serwisy, które wciąż oferują dostęp do pełnej sieci InPostu.

Nie można też zapominać o wymiarze symbolicznym. Rozpad współpracy Allegro i InPostu to coś więcej niż strategiczna zmiana – to koniec pewnej ery w polskim e-commerce. Przez lata klienci przyzwyczaili się, że Allegro = InPost. Dziś ten skrót myślowy przestaje obowiązywać. Przyszłość pokaże, czy Allegro zdoła zbudować wystarczająco efektywną infrastrukturę, by uniezależnić się od swojego dawnego partnera, i czy InPost znajdzie nowe źródła wzrostu poza największą platformą handlową w Polsce.

Jedno jest pewne: ten rozwód będzie mieć długofalowe skutki dla całej branży. I warto go uważnie śledzić.

Polska logistyka e-commerce wychodzi z cienia. Alsendo wchodzi do Europy Zachodniej

Dotąd mówiło się o tym cicho – że Polska jest potęgą technologiczną w logistyce e-commerce, ale działa głównie lokalnie. Teraz ten układ sił może się zmienić. Firma Alsendo, która jeszcze kilka lat temu była znana wyłącznie jako właściciel marek takich jak Apaczka czy Sendit, wykonała właśnie ważny krok ku międzynarodowej ekspansji. 30 czerwca ogłoszono przejęcie dwóch włoskich platform logistycznych – Spedire.com i SpedirePRO. Transakcja opiewa na około 5,5 miliona euro, co jak na polskie warunki może nie wydaje się zawrotną kwotą, ale jej symboliczne znaczenie trudno przecenić.

To pierwsza akwizycja Alsendo w Europie Zachodniej, ale nie pierwsza w ogóle. Spółka od kilku lat realizuje strategię intensywnego wzrostu poprzez przejęcia – najpierw na rynkach Europy Środkowo-Wschodniej. W Rumunii, Czechach czy na Litwie Alsendo systematycznie budowało swoje portfolio, integrując lokalne platformy wysyłkowe i wdrażając swoje rozwiązania technologiczne. Ruch na rynek włoski jest jednak czymś więcej – to wyraźny sygnał, że firma mierzy coraz wyżej. Co ciekawe, nie jest to ekspansja za wszelką cenę. Akwizycja we Włoszech wpisuje się w bardzo przemyślaną strategię.

Rynek logistyczny w Italii jest w fazie intensywnej transformacji. Włoskie e-commerce przyspieszyło w ostatnich latach, ale nadal pozostaje mocno rozdrobnione. Brakuje tu ustandaryzowanych rozwiązań PUDO, infrastruktura automatów paczkowych jest dopiero w budowie (niedawno pojawił się tam InPost), a e-sklepy zmagają się z wyzwaniami związanymi z dostawami cross-border. Dla Alsendo to niemal idealne warunki wejścia: kraj o dużym potencjale, ale z infrastrukturą, która wciąż czeka na dojrzałe, skalowalne rozwiązania.

Spedire.com i SpedirePRO to platformy technologiczne, które już dziś obsługują tysiące klientów indywidualnych i biznesowych, oferując integracje z operatorami kurierskimi. Jednak to właśnie know-how Alsendo w obszarze automatyzacji, integracji i optymalizacji procesów logistycznych może pozwolić tym platformom wejść na zupełnie nowy poziom. Polski gracz planuje wdrożyć rozwiązania takie jak Innoship czy BusinessPro – systemy, które w krajach Europy Środkowo-Wschodniej już dziś umożliwiają efektywne zarządzanie wysyłkami, porównywanie ofert kurierskich w czasie rzeczywistym i automatyczne alokowanie zamówień między przewoźnikami.

Dla samego Alsendo jest to również okazja do wyjścia poza niszę „polskiego brokera usług kurierskich”. Firma powoli przeobraża się w paneuropejskiego dostawcę kompleksowych usług logistycznych dla e-commerce. Co więcej, nie ukrywa, że Włochy to dopiero początek – w planach są kolejne przejęcia w takich krajach jak Francja czy Hiszpania. Model działania oparty o strategię „buy and build” pozwala nie tylko przejmować udziały w rynkach lokalnych, ale przede wszystkim skalować własne rozwiązania technologiczne i zyskiwać synergię między różnymi rynkami.

To wszystko dzieje się pod skrzydłami funduszu Abris Capital Partners, który jest właścicielem Alsendo od 2020 roku. W przeciwieństwie do wielu inwestorów, którzy ograniczają się do cięcia kosztów i szybkiej odsprzedaży, Abris wspiera długoterminowy rozwój – zarówno organiczny, jak i przez kolejne akwizycje. Widać tu strategię z rozmachem, ale i z dużą dozą realizmu.

Dla polskich przedsiębiorców z sektora e-commerce to bardzo ciekawy sygnał. Po latach dominacji międzynarodowych gigantów, na rynku europejskim zaczynają pojawiać się gracze z Europy Środkowo-Wschodniej, którzy oferują nie tylko niskie ceny, ale też coraz bardziej zaawansowane technologie. W praktyce może to oznaczać nowe możliwości dla polskich e-sklepów, które będą mogły łatwiej i taniej oferować swoje produkty klientom we Włoszech czy w innych krajach zachodnich – i to bez konieczności budowania własnych struktur logistycznych.

Akwizycja Spedire.com przez Alsendo to więc coś więcej niż biznesowa ciekawostka. To przejaw większego trendu: rosnącej roli firm z naszego regionu w europejskim e-commerce i logistyce. Jeśli ten kierunek się utrzyma, być może za kilka lat to właśnie polskie firmy będą wyznaczać standardy dla całej branży. I choć 5,5 miliona euro może nie robić wrażenia na Wall Street, to w kontekście długofalowego rozwoju rynku e-commerce – to prawdziwe otwarcie nowego rozdziału.

Amazon Prime Days 2025 – cztery dni globalnego zakupowego szaleństwa.

Gdyby porównać Amazon Prime Day do święta narodowego handlu online, to w tym roku… dostajemy święto rozszerzone do czterech dni! Amazon oficjalnie ogłosił, że tegoroczna edycja Prime Days potrwa od 8 do 11 lipca 2025, obejmując blisko 100 godzin intensywnych promocji, miliony produktów i niezliczone okazje do zwiększenia sprzedaży – zarówno dla globalnych marek, jak i mniejszych sprzedawców, także z Polski.

Prime Days 2025 – co się zmienia?

To pierwszy raz w historii, gdy Prime Days nie są już „Day”, a raczej mini-cyklonem promocyjnym. Zamiast klasycznych 48 godzin Amazon postawił na 96, oferując użytkownikom codziennie świeże zestawy tzw. „Big Deals of the Day”, w których królują marki takie jak Samsung, Apple, Levi’s, Kiehl’s, a nawet… Garmin i ASUS ROG.

Tym samym lipiec staje się nieoficjalnym „czarnym piątkiem lata”, a każdy kolejny dzień przynosi nowe fale zniżek, często ograniczonych czasowo i liczbowo. W praktyce oznacza to, że sprzedawcy muszą działać szybciej, mądrzej i bardziej elastycznie niż kiedykolwiek wcześniej.

Polska na mapie Prime Days – rosnące znaczenie lokalnych graczy

Choć Amazon nadal nie prowadzi pełnoprawnego marketplace’u w Polsce, coraz więcej polskich sprzedawców działa aktywnie na rynkach takich jak Niemcy, Francja, Włochy czy Hiszpania. Prime Days to dla nich niepowtarzalna okazja, by zwiększyć widoczność i sprzedaż w kluczowych momentach roku – szczególnie że już od początku lipca Amazon pozwala wystawiać tzw. early deals, które wciągają klientów w zakupową grę jeszcze przed oficjalnym startem wydarzenia.

Warto zaznaczyć, że dzięki programowi „Buy with Prime” oraz intensyfikacji działań promocyjnych Amazon zachęca do udziału również mniejsze i średnie firmy. Promocje sięgające nawet 40% rabatu to nie tylko okazja dla kupujących, ale też dla marek, które chcą zwiększyć swoją bazę klientów bez konieczności walki cenowej z gigantami.

Co się sprzedaje najlepiej?

Na podstawie dotychczasowych trendów i obserwacji z rynków zagranicznych można wyodrębnić kilka kategorii, które co roku przyciągają największe zainteresowanie:

  • Elektronika – smartfony, słuchawki, powerbanki, laptopy i oczywiście urządzenia z ekosystemu Amazon (Echo, Fire TV, Kindle).
  • Moda letnia – lekkie trencze, espadryle, paski, topy. W 2025 roku wyraźnie widać inspirację francuskim stylem w zestawieniach bestsellerów.
  • Kosmetyki i pielęgnacja – marki takie jak L’Oréal, Garnier czy Nivea oferują pakiety promocyjne z rabatami do 60%.
  • Sprzęt sportowy i outdoorowy – rowery, zegarki Garmin, lampki, akcesoria na wakacyjne wyprawy.
  • Gaming – obok konsol i gier, duże zainteresowanie wzbudzają handheldy, jak ASUS ROG Ally, i gamingowe akcesoria.

Jak przygotować się do Prime Days jako sprzedawca?

Dla polskich firm sprzedających na Amazonie (zwłaszcza za pośrednictwem modeli FBA lub partnerstw), najbliższe dni to ostatni moment na:

  • aktualizację listingów (tytuły, opisy, grafiki – wszystko musi być na tip-top),
  • przygotowanie dedykowanych promocji lub kuponów z ograniczoną dostępnością,
  • inwestycję w reklamy Amazon Ads – szczególnie w kampanie Sponsored Products i Sponsored Brands,
  • skorzystanie z narzędzi typu AI Assistant i nowych funkcji zakupowych (np. interaktywne poradniki, chatboty w karcie produktu),
  • oraz – co najważniejsze – zsynchronizowanie komunikacji z własnymi kanałami (newsletter, social media, kampanie remarketingowe).

Prime Days – więcej niż promocje

Dla klientów Amazon Prime Days to wielka okazja, ale dla sprzedawców to moment strategiczny. Z odpowiednim przygotowaniem, obecnością na kilku rynkach i dobrą logistyką, nawet mała marka może wygenerować kilkukrotnie większy obrót niż w zwykły dzień. W czasach, gdy każda okazja na zdobycie klienta się liczy – wydarzenia tego typu są po prostu nie do zignorowania.

Jeśli planujesz swoją obecność na Amazon lub chcesz zoptymalizować sprzedaż w czasie Prime Days – warto rozważyć współpracę z partnerem, który zna wszystkie kulisy tej platformy. Dobrym punktem wyjścia może być doświadczona agencja marketplace, która pomoże nie tylko w samym wdrożeniu, ale też w strategii sprzedażowej na poziomie Europy.

UOKiK bije na alarm: chińskie sklepy podszywają się pod polskie marki

Lato 2025 roku przynosi kolejne zawirowania na rynku e-commerce, a tym razem w centrum uwagi znalazły się chińskie sklepy internetowe, które podszywają się pod polskie marki odzieżowe i obuwnicze. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów wydał oficjalne ostrzeżenie, informując o nowym, coraz powszechniejszym zjawisku w sieci: fikcyjnych sklepach, które tylko z pozoru wyglądają jak lokalne e-biznesy. W rzeczywistości za wieloma z nich stoją podmioty zarejestrowane poza Unią Europejską – najczęściej w Chinach – działające na zasadach ukrytego dropshippingu i bez poszanowania praw konsumenta.

Problem nie jest nowy, ale dopiero teraz przybrał tak szeroką skalę. Fałszywe e-sklepy z Azji nie tylko imitują nazwy polskich marek, lecz także styl graficzny ich witryn, kolorystykę, a nawet język marketingowy. Wiele z nich używa nazw, które różnią się od znanych brandów jedynie pojedynczą literą lub zastosowanym rozszerzeniem domeny. Dla przeciętnego klienta różnica jest trudna do zauważenia. Co więcej, sklepy te często operują z poziomu reklam na Facebooku i Instagramie, gdzie ograniczona kontrola nad emitowanymi treściami pozwala im szybko docierać do masowego odbiorcy. Konsumenci, widząc przyciągające uwagę hasła typu „likwidacja kolekcji” lub „wyprzedaż magazynu”, klikają bez podejrzeń. Często nie zdają sobie sprawy, że zamówiony towar wcale nie zostanie wysłany z Polski, a z chińskiego magazynu lub hurtowni – o ile w ogóle zostanie wysłany.

Choć sam model dropshippingu nie jest nielegalny, to zgodnie z przepisami konsument ma prawo wiedzieć, z kim zawiera umowę i kto ponosi odpowiedzialność za produkt, jego jakość oraz procedurę zwrotu lub reklamacji. Tymczasem w przypadku opisywanych sklepów informacje te są celowo ukrywane lub sformułowane w sposób nieczytelny. Strony nie podają pełnych danych sprzedawcy, często pozbawione są jakichkolwiek informacji o firmie, NIP-u czy adresu. Jeśli już dane się pojawiają – bywają sfałszowane lub odnoszą się do podmiotów zarejestrowanych w Azji. To z kolei uniemożliwia skuteczne egzekwowanie praw konsumenckich.

Dramatyczne historie poszkodowanych klientów pojawiają się coraz częściej w mediach. Zgłoszenia dotyczące niewysłanych przesyłek, towarów niezgodnych z opisem, braków w paczkach czy zupełnego braku możliwości kontaktu ze sprzedawcą stają się codziennością. Pojawiają się także przypadki, w których towar dotarł po wielu tygodniach – bez opakowania, bez metek, w niskiej jakości i w nieodpowiednim rozmiarze, uniemożliwiającym dalsze użytkowanie. Konsument nie tylko traci pieniądze, ale również zaufanie do e-commerce jako kanału sprzedaży.

Szczególnie niepokojący jest fakt, że sklepy te działają sezonowo. Gdy zbiorą określoną liczbę zamówień, znikają z internetu, by wkrótce pojawić się pod nową nazwą, nowym adresem domeny, ale z tym samym mechanizmem działania. UOKiK zwraca uwagę, że problem dotyczy setek, jeśli nie tysięcy konsumentów w Polsce, a działania tych sprzedawców mogą być trudne do wykrycia i zablokowania, ze względu na ich międzynarodowy charakter.

Z perspektywy właścicieli legalnie działających polskich e-sklepów sytuacja ta niesie podwójne zagrożenie. Po pierwsze – pojawia się ryzyko reputacyjne, ponieważ część klientów zaczyna nieufnie podchodzić do mniejszych, mniej znanych marek. Po drugie – uczciwa konkurencja zostaje zaburzona przez nieuczciwych graczy oferujących dumpingowe ceny, które często są niemożliwe do osiągnięcia w realiach krajowego rynku.

To wszystko sprawia, że w nadchodzących miesiącach jednym z kluczowych wyzwań dla branży e-commerce w Polsce będzie budowanie zaufania na nowo. Przejrzystość działania, czytelne dane firmowe, jasne warunki reklamacji i autentyczny kontakt z klientem staną się nie tylko przewagą konkurencyjną, ale wręcz koniecznością. Warto również, by przedsiębiorcy edukowali swoich klientów – np. poprzez blogi, newslettery czy social media – pokazując, jak rozpoznać uczciwy sklep i dlaczego zbyt dobra oferta może być czerwoną flagą.

UOKiK zapowiada dalsze działania mające na celu ochronę konsumentów i zidentyfikowanie największych graczy odpowiedzialnych za ten proceder. Tymczasem konsumenci, którzy padli ofiarą oszustwa, mogą korzystać z procedury chargeback (jeśli płatność została dokonana kartą), zgłaszać sprawy do Europejskiego Centrum Konsumenckiego lub kontaktować się z CERT Polska.

W świecie, w którym granica między rzeczywistością a iluzją coraz bardziej się zaciera – zwłaszcza online – potrzeba rzetelności i transparentności staje się kluczowa. Zarówno dla klientów, jak i sprzedawców.

Allegro Smart w nowej odsłonie. Co zmienia się od 3 lipca 2025?

Od 3 lipca 2025 roku użytkownicy Allegro Smart wchodzą w nową erę subskrypcji. Platforma zdecydowała się nie tylko odświeżyć regulamin, ale też zaktualizować cały koncept usługi. Zmiany te nie dotyczą jedynie kosmetycznych poprawek – to dość znaczące rozszerzenie Smart jako usługi, która dotychczas kojarzyła się przede wszystkim z darmową dostawą i zwrotem. Teraz wchodzimy w świat bonusów, partnerstw i dodatkowych benefitów, które mogą znacząco zmienić sposób, w jaki myślimy o subskrypcji zakupowej.

Najbardziej zauważalną zmianą jest wprowadzenie tzw. „Smart! Bonusów” – czyli nowej kategorii korzyści dostępnych dla użytkowników w ramach dotychczasowej opłaty za Allegro Smart. Bez zmiany ceny, która nadal wynosi 14,99 zł miesięcznie lub 59,90 zł rocznie, użytkownicy mogą liczyć na dodatkowe benefity – nie tylko od Allegro, ale też od jego partnerów zewnętrznych. Z zapowiedzi wynika, że mogą to być np. zniżki na bilety do kina, oferty promocyjne na książki czy dostęp do usług cyfrowych w niższych cenach. To wyraźna próba budowania ekosystemu lojalnościowego wokół Allegro, w którym subskrypcja nie kończy się na e-commerce.

W parze ze zmianami idzie także nowa nomenklatura – dobrze znane klientom „Usługi Dodatkowe” zastąpione zostały pojęciem „Smart! Usługi”. Choć na pierwszy rzut oka to zabieg czysto semantyczny, w rzeczywistości sygnalizuje poszerzenie zakresu usług dostępnych w ramach Smart. Mowa już nie tylko o dostawie i zwrotach, ale też o świadczeniach, które mogą obejmować znacznie szerszy wachlarz usług z różnych branż. Allegro zastrzega sobie przy tym prawo do elastycznego kształtowania tej oferty, co oznacza, że dostępność bonusów może się zmieniać – zarówno w czasie, jak i w zależności od warunków współpracy z partnerami.

W regulaminie pojawił się też dość istotny zapis: Allegro nie bierze odpowiedzialności za jakość usług świadczonych przez partnerów. Oznacza to, że jeśli bonus obejmuje np. zniżkę na zewnętrzną usługę cyfrową czy fizyczny produkt oferowany przez osobną firmę, to ewentualne reklamacje czy rozczarowania nie będą rozpatrywane przez Allegro, ale przez samego partnera. To ruch zrozumiały z perspektywy prawnej, ale wart podkreślenia – bo choć Smart! Bonusy mają zwiększyć wartość usługi, to Allegro zdejmuje z siebie obowiązek ich egzekwowania.

W praktyce może to otworzyć nowe możliwości nie tylko dla klientów, ale też dla marek, które zdecydują się współpracować z Allegro w ramach programu bonusowego. Platforma e-commerce zyskuje tym samym nową przestrzeń do budowania relacji z partnerami i promowania zewnętrznych usług wśród swojej subskrypcyjnej bazy użytkowników. Dla mniejszych firm to potencjalnie bardzo atrakcyjny kanał dotarcia do klientów – pod warunkiem, że oferta faktycznie wniesie realną wartość, a nie będzie jedynie „bonusem z obowiązkowym regulaminem”.

Zmiany w Allegro Smart wpisują się w szerszy trend redefinicji programów subskrypcyjnych – podobnie jak Amazon rozwija Prime o treści VOD czy usługi streamingowe, tak Allegro rozszerza swoją usługę o elementy pozazakupowe. To nie tylko sposób na zatrzymanie klientów w ramach platformy, ale też wyraźna próba nadania Smart drugiego życia – jako czegoś więcej niż wygodnej logistyki. I choć na razie oferta bonusów wygląda raczej skromnie, można się spodziewać, że z czasem będzie ona systematycznie rozwijana.

Dla użytkowników to zmiana zasadna – przy niezmienionej cenie subskrypcji otrzymują więcej korzyści. Dla samego Allegro – to test lojalności klientów i nowa forma monetyzacji relacji z partnerami. Dla konkurencji – kolejny sygnał, że e-commerce to dziś nie tylko sprzedaż, ale cały model usługowy. Smart! Bonusy mogą stać się kluczowym elementem walki o uwagę i przywiązanie klientów, którzy oczekują dziś czegoś więcej niż szybkiej dostawy.

Czy ta strategia się opłaci? Odpowiedź przyniosą najbliższe miesiące, a być może już niedługo Smart! Bonusy staną się równie oczywiste, co darmowa dostawa. Jeśli tak się stanie – Allegro znów będzie o krok przed konkurencją.

Akt o Dostępności zmienia e-commerce – nowe obowiązki od czerwca 2025

Od 28 czerwca 2025 roku polski e-commerce stanie przed nowym obowiązkiem, który dla jednych może oznaczać konieczność przebudowy sklepu internetowego, a dla innych… ogromną szansę. W życie wchodzi Polski Akt o Dostępności (PAD), czyli ustawa implementująca unijny Europejski Akt o Dostępności (European Accessibility Act, EAA). Choć temat brzmi jak coś z marginesu świata UX, w rzeczywistości dotyczy on fundamentów cyfrowej sprzedaży i tego, jak postrzegają nas klienci – zwłaszcza ci, którzy wcześniej byli wykluczani.

Nowe przepisy nie pojawiły się znikąd. To efekt wieloletnich prac na poziomie Unii Europejskiej nad stworzeniem wspólnych, jednolitych reguł dostępności dla usług cyfrowych. Europejski Akt o Dostępności został przyjęty w 2019 roku, ale każde państwo członkowskie musiało wdrożyć go na swój sposób. W Polsce efektem tego procesu jest ustawa z 26 kwietnia 2024 roku – nazywana właśnie Polskim Aktem o Dostępności. I choć wielu przedsiębiorców może jeszcze nie zdawać sobie z tego sprawy, dokument ten zmienia zasady gry w świecie cyfrowej sprzedaży.

Ustawa nie została stworzona po to, by uprzykrzać życie właścicielom sklepów internetowych. Jej celem jest zapewnienie równego dostępu do usług cyfrowych – szczególnie dla osób z niepełnosprawnościami wzroku, słuchu, ruchu czy trudnościami poznawczymi. To nie jest już kwestia dobrej woli czy przewagi konkurencyjnej. To kwestia prawa.

Kogo dotyczą nowe przepisy?

Wbrew powszechnym obawom, ustawa nie obejmie wszystkich bez wyjątku. Najmniejsze firmy, tzw. mikroprzedsiębiorcy (czyli zatrudniający mniej niż 10 osób i osiągający roczny obrót poniżej 2 mln euro), są z PAD formalnie wyłączeni. Ale warto tu postawić gwiazdkę – bo zwolnienie z obowiązku nie oznacza zwolnienia z odpowiedzialności. Dostosowanie sklepu do potrzeb osób z niepełnosprawnościami może być nadal wymagane przez klientów, partnerów biznesowych czy organy nadzoru – zwłaszcza jeśli firma obsługuje większych graczy.

Pozostali przedsiębiorcy prowadzący działalność e-commerce muszą dostosować się do nowych przepisów – a dokładniej: muszą zapewnić, że ich usługi cyfrowe będą zgodne z wytycznymi WCAG 2.1 na poziomie AA. To standard opracowany przez World Wide Web Consortium (W3C), który definiuje zasady tworzenia dostępnych stron internetowych.

Na poziomie technicznym dostępność to znacznie więcej niż wrzucenie „altów” do obrazków. To kompleksowe podejście do projektowania i kodowania stron, które mają być możliwe do obsłużenia przez każdego użytkownika – niezależnie od jego możliwości fizycznych czy technologicznych.

Strona internetowa sklepu powinna m.in. umożliwiać pełną nawigację za pomocą klawiatury, posiadać odpowiedni kontrast tekstu, umożliwiać powiększanie czcionek, zapewniać czytelność formularzy, a także współpracować z czytnikami ekranu. Wymagana jest również przejrzystość struktury strony – odpowiednie nagłówki, logiczne etykiety przycisków, tekst alternatywny do grafik i możliwość łatwego powrotu do poprzednich kroków w procesie zakupowym.

To wszystko może brzmieć jak wyzwanie, ale też jako krok milowy w stronę dojrzalszego e-handlu. W rzeczywistości wiele z tych wytycznych nie tylko pomaga osobom z niepełnosprawnościami – ale poprawia komfort korzystania z witryny każdemu użytkownikowi. Dostępność to dziś po prostu dobra praktyka UX.

Co jeśli nic nie zrobię?

Zignorowanie nowych regulacji może mieć poważne konsekwencje. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK), który będzie nadzorować wdrażanie PAD, będzie mógł nakładać kary finansowe – w niektórych przypadkach sięgające nawet 10% rocznego obrotu. To oznacza, że nie chodzi o symboliczne sankcje, ale realne zagrożenie dla firm, które nie dostosują się do obowiązujących standardów.

Co więcej, brak dostępności może oznaczać również utratę dostępu do zamówień publicznych i przetargów, a także narażenie się na procesy cywilne ze strony klientów lub organizacji konsumenckich. W dobie mediów społecznościowych nawet pojedynczy przypadek „cyfrowego wykluczenia” może odbić się głośnym echem w sieci i uderzyć w reputację marki.

To zależy. Polski Akt o Dostępności wchodzi w życie 28 czerwca 2025 roku – i od tego momentu wszystkie nowo udostępnione usługi cyfrowe (np. nowe sklepy, aplikacje, systemy zamówień) muszą być zgodne z ustawą. Dla już istniejących serwisów przewidziano okres przejściowy do 2030 roku, ale tylko pod warunkiem, że nie ulegną one „istotnym zmianom technologicznym”. Co to oznacza?

Jeśli planujesz redesign strony, migrację na nowy silnik, zmianę CMS-a, wdrożenie nowej bramki płatniczej lub integracji z aplikacją mobilną – wówczas obowiązek zgodności z PAD zaczyna obowiązywać natychmiast. Krótko mówiąc: każdy większy ruch technologiczny w sklepie może „aktywować” nowe przepisy. Dlatego właśnie najlepiej działać już teraz, planując dostosowania w sposób przemyślany i zgodny z rozwojem całego sklepu.

Jak się przygotować?

Najlepszym punktem wyjścia jest przeprowadzenie audytu dostępności – samodzielnie lub z pomocą specjalistycznej firmy. W sieci dostępne są narzędzia takie jak WAVE, Axe czy Lighthouse, które pomagają zidentyfikować najczęstsze błędy dostępności. Równocześnie warto wdrożyć tzw. deklarację dostępności – dokument opisujący stopień dostosowania strony do wymagań ustawy, który powinien być łatwo dostępny na stronie sklepu.

Dostosowanie sklepu nie powinno być jednorazowym projektem, lecz stałym procesem, który stanie się częścią codziennego zarządzania stroną. Jeśli masz zespół UX, frontendowców lub korzystasz z zewnętrznych agencji – upewnij się, że są oni świadomi obowiązujących standardów i potrafią wdrożyć je zgodnie z WCAG 2.1 AA.

Czy to się w ogóle opłaca?

Odpowiedź brzmi: zdecydowanie tak. Dostępność to nie tylko wymóg prawny, ale też szansa biznesowa. Osoby z niepełnosprawnościami to miliony potencjalnych klientów – tylko w Polsce to ponad 4,5 mln osób. Do tego dochodzą seniorzy, użytkownicy urządzeń mobilnych z ograniczeniami technicznymi, osoby czasowo niepełnosprawne (np. z kontuzjami), a także coraz większa grupa osób, które po prostu cenią sobie wygodne, czytelne, logiczne interfejsy.

Badania pokazują, że sklepy, które wdrożyły zasady dostępności, zyskują nie tylko wizerunkowo, ale też finansowo. Strony dostosowane do WCAG osiągają lepsze wyniki w SEO, mają niższy bounce rate i wyższą konwersję. Dostępność przestaje być dodatkiem – staje się nowym standardem.

Polski Akt o Dostępności to nie jest jedynie kolejny przepis, który trzeba „odhaczyć”. To symbol zmiany – takiej, która na stałe wpisze się w krajobraz e-commerce. Dostosowanie się do niego może być dla wielu firm pierwszym krokiem w stronę dojrzałości cyfrowej. To inwestycja w jakość, inkluzyjność i nowoczesność.

Jeśli zrobisz to dobrze – zyskasz przewagę. Jeśli zignorujesz – możesz wiele stracić.

Allegro Days lipiec 2025 – letnia eksplozja okazji (i rywalizacji)

W świecie e-commerce lato nie jest sezonem ogórkowym – to czas gorących kampanii, wzmożonych promocji i walki o uwagę użytkownika z każdej możliwej strony. Jedną z najważniejszych akcji tego sezonu będzie lipcowa edycja Allegro Days, która potrwa od 7 do 13 lipca 2025 roku. To właśnie wtedy Allegro zamienia się w wirtualne centrum handlowe, w którym każda witryna krzyczy: „Tu jest promocja!”.

Ale za tą festynową fasadą kryje się o wiele więcej – i właśnie o tym opowiem Ci w tym artykule.

Allegro Days to cykliczna kampania promocyjna organizowana przez największą platformę e-commerce w Polsce. Od kilku lat przyciąga nie tylko rzesze kupujących, ale również coraz więcej profesjonalnych sprzedawców, którzy traktują ją jako strategiczne narzędzie wzrostu sprzedaży. Podstawowy warunek? Obniżka cen minimum o 10% względem najniższej ceny z ostatnich 30 dni. To sposób Allegro na walkę z pozornymi rabatami i poprawę transparentności.

W zamian za spełnienie warunków, oferta zyskuje m.in.:

  • widoczność na stronie głównej i w specjalnych strefach promocyjnych,
  • oznaczenie jako „Allegro Days” lub „-X%” – co automatycznie zwiększa klikalność,
  • dodatkowy zasięg w kampaniach reklamowych Allegro (w tym Google Ads i social media).

Równolegle z Allegro Days, trwa też promocja AlleObniżka – skierowana do użytkowników Allegro Smart! Tu sprzedawca decyduje, jaki procent ceny może „oddać” klientowi, a Allegro obniża widoczną cenę tylko dla klientów premium. To sprytne rozwiązanie, które pozwala precyzyjnie targetować najbardziej lojalnych kupujących, bez konieczności przeceniania oferty dla wszystkich.

Lipcowa edycja Allegro Days to również działania cross-border – platforma rozszerza kampanię na rynki czeski, słowacki i węgierski. To świetna okazja dla sprzedawców, którzy już dziś chcą budować rozpoznawalność poza Polską. Dzięki narzędziom takim jak One Fulfillment by Allegro i automatycznym tłumaczeniom ofert, wejście na nowe rynki jest coraz prostsze – a kampanie takie jak ta są doskonałym momentem, by zrobić pierwszy krok.

Udział w Allegro Days wiąże się z dodatkową prowizją (60% standardowej stawki), ale w zamian sprzedawca otrzymuje pakiet wyróżnień o tej samej wartości. Efekty? W poprzednich edycjach niektórzy sprzedawcy notowali nawet kilkukrotny wzrost sprzedaży w ciągu tygodnia. To oczywiście nie dzieje się samo – oferty muszą być dobrze przygotowane, atrakcyjne wizualnie, z aktualnymi stanami magazynowymi i dobrze zoptymalizowanymi tytułami.

Lipcowa edycja Allegro Days to więcej niż tylko kolejna wyprzedaż. To narzędzie strategiczne – dobrze wykorzystane, może pomóc:

  • rozładować stany magazynowe przed sezonem back to school,
  • przetestować skuteczność zniżek i promocji,
  • zwiększyć udział w rynku bez ogromnych inwestycji reklamowych.

Jeśli chcesz wycisnąć z Allegro Days maksimum – nie zostawiaj wszystkiego przypadkowi. Przygotowanie skutecznej kampanii, optymalizacja ofert, ustalenie odpowiednich progów cenowych, udział w programach typu AlleObniżka, wykorzystanie Smart! – to wszystko może stanowić wyzwanie, zwłaszcza przy dużym asortymencie. Dlatego coraz więcej marek współpracuje z wyspecjalizowaną agencją marketplace, która potrafią zaplanować całą strategię pod kątem sezonowych kampanii – takich jak właśnie Allegro Days. Dzięki temu Twoje oferty mają większą szansę nie tylko być widoczne, ale naprawdę sprzedawać.

Allegro Days to doskonała okazja, by przyciągnąć nowych klientów i rozruszać sprzedaż w środku lata. Ale jak każda duża kampania – wymaga przygotowania. Zadbaj o ofertę, grafikę, ceny i opis – a jeśli chcesz zrobić to naprawdę dobrze, warto skonsultować się z doświadczoną agencją, która zna wszystkie niuanse platformy.

Bo dziś w e-commerce wygrywają nie tylko Ci, którzy przeceniają – ale Ci, którzy robią to z głową.

Jak uproszczenie checkoutu wpływa na konwersję? Przykład z Shopera i InPost

Wyobraźmy sobie klienta online – z kubkiem kawy, przeglądającego produkty na smartfonie. Kliknięcie później: „kupuję z dostawą i płatnością”. W przeciągu kilku chwil transakcja zostaje zakończona w aplikacji InPost. Zero formularzy. Zero zbędnych kliknięć. To nie jest science fiction – to już rzeczywistość dzięki InPost Pay zintegrowanemu z Shoperem.

Po pierwsze, technologia InPost Pay oferuje zakupy „w jednym kliknięciu”. Użytkownik, który raz dokona rejestracji w aplikacji InPost Mobile, zyskuje pełną ścieżkę obsługi – od wyboru metody dostawy po formę płatności – zapisaną na stałe. Następnie za każdym razem transakcja odbywa się automatycznie, błyskawicznie i bez wychodzenia ze środowiska aplikacji. Minimalizm ten przekłada się bezpośrednio na redukcję porzuconych koszyków i wzrost zakupów.

Pierwsze dziesięć miesięcy od wdrożenia usługi przyniosły wyraźny wzrost współczynnika skuteczności zakupów – o 20 % w ujęciu ogólnym, a w zależności od branży – nawet o 30–70 %.

Dane mówią same za siebie:

  • Wskaźnik konwersji koszykowej w topowych 20 sklepach Shoper wzrósł z około 7 % we wrześniu 2024 r. do ponad 13 % w maju 2025 r. .
  • Wartość transakcji InPost Pay stanowiła w maju około 10 % wszystkich zakupów w tych sklepach.

Ciekawostką jest również wysoki udział nowych klientów – dla 85 % użytkowników płacących przez InPost Pay to ich pierwszy zakup w danym sklepie w ostatnim roku. To nie tylko większa konwersja, ale i ogromny potencjał pozyskania świeżego segmentu klientów. nMechanika jest prosta, ale skuteczna. Gdy klient zaczyna, ale nie kończy zakupu, aplikacja InPost przesyła spersonalizowane powiadomienie typu push. Efekt? Według danych odzyskanych zostaje 4–7 % porzuconych koszyków. To zysk realny, niedostępny przy standardowym checkout – zwłaszcza dla sklepów, których proces zakupowy nie był dotychczas intuicyjny.

InPost Pay w Polsce rozwija swój zasięg w imponującym tempie. Liczba użytkowników zwiększyła się ze 3 mln w pierwszej połowie 2024 roku do 8,5 mln w czerwcu 2025. Usługa działa już w ponad 2 500 e-sklepów na Shoperze, z czego około 1 500 aktywnie współpracuje z rozwiązaniem InPost. Średnio powstaje 160 nowych aktywacji InPost Pay miesięcznie, a w najlepszych miesiącach nawet 240 sklepów dołącza do programu.

Samo skrócenie ścieżki zakupowej to tylko początek. InPost stawia również na motywację – użytkownicy zbierają tzw. InCoiny, czyli bonusy przy każdej transakcji, co pobudza chęć powrotu do sklepu i zwiększa wartość koszyka . Dodatkowo wskaźnik NPS dla usługi wynosi aż 77 punktów – to potwierdzenie wysokiego poziomu satysfakcji klientów.

Shoper wraz z InPost Pay dają sklepom możliwość wdrożenia nowoczesnego checkoutu w trzy kroki i to bez angażowania programistów – wszystko odbywa się online, w dobrze udokumentowanym procesie aktywacji. Sprzedawcy zyskują nowy kanał dotarcia – bezpośrednio do 8,5 mln użytkowników aplikacji – oraz przewagę konkurencyjną w postaci zwiększonej konwersji i przywiązania klientów.


Ta integracja to nie tylko technologiczny dodatek, to prawdziwa transformacja procesów sprzedażowych. Wzrost konwersji o 20–70 %, odzysk części porzuconych koszyków, obsługa lojalności, szybka i prosta instalacja – to działania, które realnie przekładają się na wyższe przychody.

Jeśli prowadzisz sklep na Shoperze, warto rozważyć wdrożenie – a nawet przypomnieć zespołowi o szansie, jaką daje jedno kliknięcie w aplikacji InPost. Nie tylko zyskujesz efekty sprzedażowe, ale także budujesz fundamenty długofalowej relacji z klientem.

Rząd planuje fiskalną ofensywę wobec e-sklepów – branża bije na alarm

W polskim e-commerce znów zawrzało. Rząd pracuje nad nowelizacją przepisów podatkowych, która może znacząco zmienić krajobraz handlu internetowego w Polsce. Chodzi o rozszerzenie obowiązującego od kilku lat podatku od sprzedaży detalicznej – obecnie nakładanego głównie na duże sieci handlowe – również na firmy działające online. W branży zawrzało, a organizacje reprezentujące interesy przedsiębiorców biją na alarm. Nowa danina, choć jeszcze nieopublikowana w formie projektu ustawy, już teraz wzbudza ogromne kontrowersje i niepokój.

Podatek od sprzedaży detalicznej, wprowadzony w 2021 roku, miał przede wszystkim objąć największych detalistów – wielkopowierzchniowe sieci handlowe osiągające znaczne obroty. Stawki zostały ustalone progresywnie, co oznacza, że firmy z większymi przychodami płacą wyższy procent. Dotąd e-commerce był z tego podatku wyłączony, co zdaniem rządu tworzyło nierówność konkurencyjną. W praktyce oznaczało to, że sklepy stacjonarne, które od lat muszą płacić daninę od obrotu, rywalizowały z dynamicznie rosnącym sektorem internetowym, który z tego obowiązku był zwolniony.

Ministerstwo Finansów planuje to zmienić. W zamyśle polityków, zmiana ma „wyrównać szanse”, zwłaszcza w kontekście przenoszenia dużej części handlu do Internetu. Ale branża widzi to zupełnie inaczej. Związek Przedsiębiorców i Pracodawców ostrzega, że podatek uderzy nie tylko w największe platformy, takie jak Allegro czy Empik, ale również w małe i średnie sklepy internetowe, które działają z dużo mniejszymi marżami i nie dysponują zasobami finansowymi porównywalnymi do tych, jakimi dysponują globalni gracze.

Obawy dotyczą również skutków ubocznych tego rozwiązania. W opinii ekspertów, nowa danina może paradoksalnie jeszcze bardziej wzmocnić zagraniczne platformy sprzedażowe – zwłaszcza chińskie, takie jak Temu czy AliExpress – które mimo obowiązujących przepisów wciąż często unikają pełnego opodatkowania w Polsce. W efekcie lokalni przedsiębiorcy mogą zostać wypchnięci z rynku, mimo że to właśnie oni budują realną wartość dodaną w gospodarce – płacą podatki, zatrudniają pracowników, inwestują w obsługę klienta i lokalną logistykę.

Wielu przedsiębiorców zauważa też, że e-commerce nie jest tożsamy z handlem wielkopowierzchniowym. Koszty prowadzenia sklepu internetowego są inne – często obejmują wyższe opłaty za logistykę, inwestycje w technologię, reklamy w mediach społecznościowych czy platformach reklamowych. E-commerce to nie hipermarket – jak słusznie zauważyła Izba Gospodarki Elektronicznej – dlatego nie powinno się wobec niego stosować identycznych narzędzi fiskalnych.

Co więcej, wciąż nie jest jasne, kogo dokładnie miałby objąć ten podatek. Czy będą to tylko najwięksi gracze o określonym poziomie przychodów? Czy też próg zostanie ustalony tak nisko, że obejmie także średniej wielkości e-sklepy, które dopiero budują swoją pozycję? Brak szczegółowych informacji budzi niepokój wśród właścicieli sklepów online, którzy muszą planować budżety z wielomiesięcznym wyprzedzeniem.

Przeciwnicy zmian wskazują również, że skuteczniejsze i bardziej sprawiedliwe byłoby uszczelnienie istniejących przepisów dotyczących VAT oraz kontroli nad sprzedażą transgraniczną, zamiast nakładania kolejnych obciążeń na legalnie działające, polskie firmy. Wielu obawia się, że nowy podatek będzie po prostu kolejną formą fiskalizmu – wygodnym sposobem na zwiększenie wpływów budżetowych, ale kosztem rozwoju nowoczesnego sektora gospodarki.

Nie można też zapominać o możliwych skutkach dla konsumentów. Wprowadzenie podatku może doprowadzić do wzrostu cen, ograniczenia oferty, spadku jakości usług i innowacyjności. W dłuższej perspektywie najbardziej odczują to zwykli klienci, którzy przyzwyczaili się do wygody, konkurencyjnych cen i szerokiego asortymentu w polskich sklepach internetowych.

Na razie branża czeka na konkretny projekt i zapowiada walkę o jego zablokowanie lub istotne złagodzenie. Wydaje się, że kluczowe będą tu konsultacje społeczne i mobilizacja środowiska e-commerce. Jeśli rząd zignoruje głos tej części gospodarki, może doprowadzić do wyhamowania rozwoju sektora, który w ostatnich latach był jednym z najdynamiczniej rosnących filarów polskiej przedsiębiorczości.

Dla właścicieli e-sklepów najbliższe tygodnie będą kluczowe. To czas na analizę możliwych skutków, przygotowanie alternatywnych scenariuszy działania i – być może – zjednoczenie sił w obronie wspólnego interesu. Nadchodzi zmiana, która może zdefiniować kształt polskiego handlu internetowego na kolejne lata.

Amazon Haul wchodzi do Europy. Czy to początek końca Temu i Shein?

Amazon nie przestaje zaskakiwać — właśnie ogłosił start nowej usługi Amazon Haul na rynku europejskim. To ruch, który może istotnie wpłynąć na rynek e-commerce w Unii Europejskiej, szczególnie w segmencie zakupów impulsywnych, taniej mody i akcesoriów. Czy Amazon rzeczywiście ma szansę odebrać klientów Temu i Shein, dwóm chińskim gigantom, którzy szturmem zdobyli Europę? Przyjrzyjmy się temu bliżej.

Amazon Haul to specjalna sekcja zakupowa w aplikacji mobilnej Amazona, która promuje niedrogie produkty od zewnętrznych sprzedawców — głównie w kategoriach takich jak odzież, akcesoria, kosmetyki, elektronika użytkowa czy produkty codziennego użytku. Oferty przypominają te znane z Temu czy Shein: niskie ceny, prosta prezentacja, szybka decyzja zakupowa. Amazon ewidentnie mierzy w ten sam typ konsumenta — poszukującego tanich, ale efektownych produktów.

Co ciekawe, oferta Haul bazuje w dużej mierze na produktach pochodzących z Azji, a czas dostawy jest wydłużony (nawet do kilku tygodni). To celowy zabieg: niska cena kosztem natychmiastowej dostępności. Brzmi znajomo? Dokładnie tak działają Temu i Shein — z tą różnicą, że teraz podobną propozycję składa klientom marka, która od lat buduje zaufanie na Zachodzie.

Wejście Amazon Haul do Europy (pierwszym krajem są Niemcy) to odpowiedź na rosnącą popularność chińskich platform sprzedażowych. Według danych GfK, aż 29% konsumentów w Niemczech korzystało już z Temu, a Shein wciąż notuje dwucyfrowe wzrosty rok do roku. Amazon nie zamierza bezczynnie przyglądać się, jak młodsze pokolenia – zwłaszcza Gen Z – migrują do aplikacji, które oferują modę i gadżety za grosze.

Amazon Haul pozwala gigantowi pozostać konkurencyjnym w tej samej kategorii cenowej, bez konieczności modyfikowania głównej oferty Prime czy logistyki FBA. Działa to niemal jak osobna platforma wewnątrz Amazona, ale z korzyścią: korzysta z jego skali, zaufania i systemu płatności.

Amazon Haul może mieć kilka strategicznych atutów, których brakuje Temu i Shein:

  • Zaufanie do marki – Amazon jest marką powszechnie rozpoznawalną i traktowaną jako bezpieczna.
  • Jedna aplikacja, wiele możliwości – użytkownicy nie muszą instalować nowego softu, by kupić tanie rzeczy – robią to z poziomu już znanej im aplikacji.
  • Bezproblemowe płatności – brak konieczności wpisywania danych karty w chińskich aplikacjach, które wielu użytkownikom wciąż kojarzą się z ryzykiem.
  • Potencjalna kontrola jakości – nawet jeśli towary pochodzą z Azji, Amazon może łatwiej wymusić pewne standardy na sprzedawcach.

Mimo tych atutów, wejście Amazon Haul do Europy to również wyzwanie dla samego Amazona. Strategia oparta na długim czasie dostawy i produktach niskiej jakości może kolidować z jego dotychczasowym wizerunkiem premium i szybkości (w końcu Prime nauczyło nas oczekiwać przesyłek „na jutro”). To także nowa konkurencja dla dotychczasowych sprzedawców z Europy, którzy mogą poczuć się zmarginalizowani.

Nie bez znaczenia jest też pytanie o długofalowy wpływ na marże Amazona. Czy opłaca się promować produkty za 1-3 euro, które generują marginalne zyski? Być może tak — jeśli Amazon uzna, że w ten sposób zatrzyma klientów w swoim ekosystemie, którzy i tak później kupią coś droższego z dostawą Prime.

Jeśli jesteś sprzedawcą online w Europie, Amazon Haul to sygnał ostrzegawczy, ale też potencjalna szansa. Z jednej strony może oznaczać większą konkurencję ze strony tanich, często bezimiennych produktów z Azji. Z drugiej – warto rozważyć, czy nie da się włączyć do tego segmentu i spróbować oferować własne towary właśnie w ramach Haul (jeśli Amazon udostępni taką opcję szerzej).

Dla e-commerce’owych marek własnych i butików może to też być impuls do jeszcze mocniejszego budowania marki i wartości dodanej, której tanie produkty z Haul nie są w stanie dostarczyć – jak lokalność, jakość, autentyczność czy ekologiczne opakowania.